Aktor fenomenalny, reżyser co najmniej świetny. Czy gra brutalnego glinę, czy kowboya z sercem (lub bez) - wypada naturalnie. I choć zawsze uważałem, że Błękitnooki czy Callahan to jego mistrzowskie role, to w dramacie z fordem w tytule wywołał u mnie łzy. A kierowanie pustej dłoni złożonej w kształt pistoletu do przeciwników powinno być nauczane w szkołach filmowych. Mr Kowalsky - U R the best. Czy są lepsi aktorzy, może i są, czy są lepsi reżyserzy - są na pewno. A ja i tak wybiorę Clinta. Twardziela i realistę w kinie i w życiu. Boję się tylko dnia, kiedy odejdzie, bo to zamknie epokę, zamknie pewien sposób grania i patrzenia na film. Clint na prezia USA :P