Uraczono nas badziewnym i oklepanym do granic możliwości twierdzeniem, że miłość jest ważniejsza od matematyki. Bardzo się mi to nie spodobało, szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś lepszego. Główny bohater wychodząc z Olimpiady zachował się jak skończony... szkoda słów. Nawet nie wyobrażacie sobie ile osób chciałoby być na jego miejscu, jak wiele taka Olimpiada znaczy, ile wysiłku i wyrzeczeń kosztuje. Weźmy chociażby Luke'a, dla którego przegrana okazała się ostatecznym przypieczętowaniem życiowej porażki. A ten od tak sobie wyszedł. I to ma być szczęśliwe zakończenie? Żenujące.
popieram. Zakończenie zupełnie nierealne. Zawiódł w ten sposób wszystkich którzy potencjalnie na niego liczyli, wszystkich którzy włożyli w jego wykształcenie czas i pieniądze oraz swoją jedyną, potencjalną szanse na kariere. Bezsens.
Hola,
"Nawet nie wyobrażacie sobie ile osób chciałoby być na jego miejscu" - ale mówisz o osobach ze względnie normalnymi umysłami. Przecież cały film pokazuje, że główny bohater do tych względnie normalnych osób się nie zalicza, że jego umysł pracuje całkiem inaczej, a co za tym idzie, nie myśli tak, jak większość by uważała to za normalne.
Końcówka według mnie jest bardzo dobra. Chłopak ewidentnie odblokował sobie coś, co zatrzasnęło się w nim w dniu tamtego wypadku samochodowego. Powiedziane zostało już na początku filmu, że nie chodzi o wygrywanie, ale samą przyjemność płynącą z matematyki.