"Black Water": Obejrzałem nie całe 17 min. tego gniota i już "załapałem", że cycate beztalencie (Jasmine Waltz) wcale nie "pogibło", a taneczno-karateczny frajer uwierzył w ten - grubymi nićmi szyty - bajer! Dalej tego szajsu już nie powinienem oglądać! Po ki ciul, skoro resztę można już teraz "zakończyć"!? Ale! A gdzie Kilpatrick?!? A oto i on! (w 20. minucie)... Chyba... bo to łyse, spasione beztalencie (toczka w toczkę z tym z "Rambo: Pierwsza krew" - jak mu tam... Brian Dennehy) tak przypomina np. "Piaskuna" jak J.K. faceta! A jeszcze Al Sapienza! Przecież również grywał w FILMACH! O szwedzkiej "cioci" szkoda mi "czasu i atłasu"! Pojęcia nie mam, jak kolejny shit Van Damme'a się skończy (dosłownie i w przenośni), ale to nie na moje nerwy i zmysł artystyczny!!! Skąd "Żanklod" bierze te "aktorki"?! Z Las Vegas czy "las bulgarski's"?!? W sensie, że bułgarskie "artystki" "wyciągnęły" ("obciągnęły") sobie "role" za "dwieście baksów"... Chociaż raczej za "dwadcat'"...