straszny gniot jeśli podejść do tego "na poważnie" jak to niegdyś będąc młokosem uczyniłem.Zwabiony agresywna reklamą w wypożyczalni video jako powrót Snake'a śliniąc się z podniecenia obejrzałem film i ...chciałem wepchnąć kasetę z filmem głeboko w d... panu w wypożyczalni.Po latach (15) znając już twórczość Carpentera wróciłem do tego filmu i obejrzałem go dwa razy piejąc z zachwytu.To kwintesencja jego podejścia do rządu i systemu jakby nie patrzeć totalitarnego w USA.Zabawa konwencją kina akcji i autoparodia własnej twórczości(rewelacyjny Russel) chamskie efekty specjalne i totalny kicz jak z komiksu lat 50tych.Na fali powrotów Rambo i spółki nawet sobie nie wyobrażam co by było gdyby Snake Plissken wrócił po raz TRZECI,ale jest to moim cichym marzeniem.Polecam wszystkim którzy znają część pierwszą,która do dziś robi wrażenie.
Mam podobnie z MadMaxem. Znałem tylko trzecią część i w mojej świadomości to było najlepsze co mogło być w tej serii. Pierwsze dwie części omijałem znając z urywków jakieś amatorskie ujęcia pościgów i niewprawną, niehollywoodzką kamerę. Dopiero po latach (33) oglądam pierwsze części i dochodzę do wniosku, że MadMax 3 to dopieszczony amerykański młodzian, bo prawdziwa jazda, zarówno aktorska jak i efekciarska, miała miejsce na samym początku australijskiej opowieści. A teraz czas na Snake'a. Pozdrawiam
Też tak myślę, że świetnie jest pokazana ta autokratyczna Ameryka do której zapewnię dążą ci u władzy, no ale nie będę zaczynał politycznej gadki. Mimo wszystko film jest tandetny, sam się śmiałem jak z postrzeloną nogą surfował na desce a na koniec chyba tą zranioną zasadził temu "Che Guevarze" kopa :).
piękne w tym filmie jest to że "tandetna" realizacja jest od początku do końca zamierzona,a postać głównego (anty)bohatera jak zresztą wszystkie inne są totalnie wręcz komiksowo przerysowane.i co tam postrzelona noga...a i do kosza ze 100metrów można trafić:)
Jak dla mnie to może nie arcydzieło..ale naprawdę dobra parodia, pastisz, cały film od początku do końca kręcony z przymrużeniem oka. Co ciekawe ogólnie to średnio trawię filmy w tej konwencji, ale oglądając ''Ucieczkę z Los Angeles'' zrelaksowałem się przednio.
Walka o życie, nie na ringu a w kosza ;) Albo karykaturalna wizyta w ''przeszczepialni'' w Hollywood, gdzie jak zaczną operacje to muszą co jakiś czas robić przeszczepy. No i prezydent który jednym guzikiem wyłącza na wizji wroga ;)
Może i autoparodia i pastisz i ...
Problem jest taki, że dwa razy próbowałem i nie daje rady obejrzeć go do końca. A w dzieciństwie Ucieczkę z NY oglądałem wielokrotnie i bardzo mi się podobała. Cóż starość nie radość.
Mam podobnie. Ucieczkę z Nowego Jorku oglądałem w 1983 . kino "Kosmos" w Katowicach/ i byłem /do dziś jestem/ pod wrażeniem. Rewelacyjny film, swietna muzyka itd. Natomiast "Ucieczka z L.A.", to porażka. Zupełnie mi się nie podobał. Jedyny motyw, który oceniam na plus, to sceny z piłką do kosza, którą Snake musiał wrzucać w określonym czasie do przeciwległych koszy. Po 20 latach tylko ten fragment został mi w pam ięci... .
Racja, na siódemkę zasługuje, ale to też były inne czasy i inny sposób podejścia do takich filmów akcji.
Spoko film lubie do niego wracać, ze względu na Russella nie przerysowal Plisskena. Fajne sa nawiązania do klimatu LA (operacje plastyczne), haslo LA cie wykonczy mnie rozwaliło, pastiz pierwszej wody świetnie sie to ogladalo.