Co jak co, ale kiedy miałem przerwę z zainteresowaniem boksem to byłem podekscytowany tą serią, tą walecznością Rocky'ego, ale kiedy teraz wróciłem do boksu stało się to coraz bardziej żenujące. Naiwny scenariusz, bo Sly nigdy nie był dobrym scenarzystą trzeba to powiedzieć. Poza tym ktoś, kto dobrze zna filmografię że Stallonem powinien zauważyć coś jeszcze. Kopiowanie jedynie przełożenie na bokserski film tej samej wkurzającej propagandy z Rambo II. Nie chcę żeby ktoś pomyślał że jestem proradziecki ale ta sama prostacka logika dobry Amerykanin zły Rusek. A tu nawet Stallone pobił w tym rekord Guinnessa. Nie dość że znowu mamy Rockiego który wgl nie używa defensywy i wygrywa (czyżby zapomniał tego co się nauczył od Creeda w poprzedniej części i o swojej ostatniej walce mistrzowskiej?) i jeszcze pokochała go radziecka publika? What? No patrząc na historię czyżby to były czasy, kiedy relacje z ZSRR już się polepszały, ale bez przesady. Jedynie nadal klimat jest (chociaż ortodoksyjny fan na pewno się wkurzył przez brak legendarnej ścieżki dźwiękowej podczas treningów Rocka), muzyka (kocham utwory Burning Heart i No easy way out). Jednak to na szczęście, czasami niestety nie ostatnia część Rockiego wciąż miał swoje wzloty i upadki, ale seria i tak jest legendarna.