Jak dotąd najlepszy film Cohena. Tym razem film ma trochę naprawdę świetnych momentów i ostrych, celnych żartów, czego próżno szukać w "Boracie" czy "Bruno". Przemowa Aladeena o przewagach dyktatury podczas podpisywania konstytucji po prostu pyszna. Niestety Cohen ma poczucie humoru kloaczno-koszarowe, czego i tu się nie ustrzegł, przez co wartość filmu dość drastycznie spada, bo psuje efekt, jak łyżka błota w budyniu.