Recenzja filmu

Rocky Balboa (2006)
Sylvester Stallone
Sylvester Stallone
Burt Young

Welcome to Rockyland !

Mistrz powrócił. Mój idol, niepokonany "itallian stallion" znów na deskach. Myślałem: "kolejny hollywoodzki odgrzewany kotlet", jakże mogłem się mylić. Po kiepskich częściach: III, IV i bardzo
Mistrz powrócił. Mój idol, niepokonany "itallian stallion" znów na deskach. Myślałem: "kolejny hollywoodzki odgrzewany kotlet", jakże mogłem się mylić. Po kiepskich częściach: III, IV i bardzo marnej V, mieliśmy obejrzeć coś, co zapowiadało się jak dramat na podstawie książki Daniele Steele. Rocky, 54-letni bokser, były mistrz świata, bożyszcz tłumów, znów schodzi na ziemię. Nie jest już bogaczem, nie jeździ pięknym samochodem, nosi swój wieśniacki kapelutek i kurtałkę. Prowadzi restaurację. Jego ukochana żona, Adrien, nie żyje. Jest już stary, zmęczony, jednak nadal musi czegoś dokonać. Musi opróżnić "piwnicę", która tkwi w środku jego duszy. Paulie, jego wierny przyjaciel, jest już sędziwym dziadkiem. Pomaga Rocky'emu się podnosić, podtrzymuje go na duchu po śmierci Adrien. Jednak on również żyje przeszłością. Wszystko biegło swoim torem, Balboa był nadal uwielbiany. Aż pewnego razu w telewizji przeprowadzono walkę komputerową pomiędzy Rockym a Masonem Dixonem - aktualnym mistrzem świata. Rocky zaczął się wahać i przyjął wyzwanie. Miał być kiepski dramat, powstały na podwalinach genialnych dwóch pierwszych części. Wyszła część niesamowita, równie dobra jak dwójka, trochę ustępująca jedynce. Wiadomo, oczywiście, jaki był wynik. To było do przewidzenia, natury oszukać się nie da. Jednakże, Rocky schodził z ringu jako wygrany, pogodzony ze sobą, przy skandowaniu tłumu: "Rocky, Rocky!". Film, przepiękny, mimo że Rocky rwie o 30 lat młodsze kobiety i szuka syna w jamajsko-irlandzkim potomku swej "wybranki". Łezkę uroniłem, bo oto mój bohater z lat dziecięcych, znów pokazuje, że jest wielki. Bardzo udane były zmontowane sceny z Mickeyem. Te zaledwie dwie, pierwsza, gdzie jest pokazana twarz Trenera, w sławetnym "grymasie" i ten "flash" jego sali treningowej oraz druga, gdzie Micky krzyczy: "Go to him, run over!". Nawiązanie do części drugiej. Niesamowite. Typowe dla serii filmów Rocky posklejane scenki walki spowodowały u mnie gęsią skórkę. I ciągle ta pojawiająca się Adrien na trybunach. Miał być chłam - wyszedł najlepszy "odgrzany kotlet" w historii kina.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po trzydziestu latach od premiery pierwszej części serii opowiadającej o utalentowanym pięściarzu z... czytaj więcej
Seria o sławnym bokserze Rockym Balboa wydawała się już zamknięta. Od premiery ostatniej, piątej części,... czytaj więcej
Trzydzieści lat po pierwszym gongu Rocky powraca na ring. Sylvester Stallone po raz ostatni wskrzesza do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones