Recenzja filmu

Rocky Balboa (2006)
Sylvester Stallone
Sylvester Stallone
Burt Young

Witajcie w Rockylandii!

Nie ważne, jak mocno uderzasz, tu chodzi o to, jak mocno sam możesz oberwać i iść dalej naprzód. Czasy świetności Włoskiego Ogiera Rocky'ego Balboa już dawno stały się przeszłością. Były bokser
Nie ważne, jak mocno uderzasz, tu chodzi o to, jak mocno sam możesz oberwać i iść dalej naprzód. Czasy świetności Włoskiego Ogiera Rocky'ego Balboa już dawno stały się przeszłością. Były bokser prowadzi małą restaurację, w której umila czas swoim gościom, opowiadając o swoich walkach. W wolnych chwilach nie zapomina odwiedzać grobu swojej żony Adrian. Z bólem patrzy na zniszczone budynki i inne miejsca, które kiedyś dużo dla niego znaczyły (jak na przykład lodowisko, na które wziął Adrian na ich pierwszą randkę). Jego syn pracuje w firmie. Jego życie też nie jest łatwe. Nie podoba mu się fakt, że jest wielkim cieniem swojego ojca. Ciężkie czasy nadeszły również dla boksu. Nie ma już wielkich bokserów, których kochała bądź nienawidziła cała Ameryka. Na ringu spotykają się zwykłe pajace, których ciosami sterują faceci z banknotów USD. Wśród nich pojawia się jednak jedna postać - Mason "The Line" Dixon. Jego problemem jest to, że nie potrafi sobie zjednać widowni. Brak mu popularności, zbyt łatwo idzie mu w walkach, przez co inni bokserzy wolą go unikać. Aby ten stan rzeczy mógł się zmienić, The Line musi zmierzyć się z kimś wielkim. Okazja do tego nadarza się po tym, jak telewizja emituje wirtualny pojedynek pomiędzy Przeszłością a Teraźniejszością - Rocky "The Italian Stallion" Balboa vs Mason "The Line" Dixon. Jeśli myślicie, że come back w wieku 59 lat (w czasie produkcji filmu) jest z góry skazany na niepowodzenie, to grubo się mylicie. Po katastrofie, jaką był "Rocky V", Sylvester Stallone powrócił po raz ostatni do swojej najlepszej roli. W tym wieku człowiek pewnie patrzy na swoją przeszłość - dobre i złe chwile. Obecnie 60-letni aktor nie mógł w tych retrospekcjach pominąć Rocky'ego, który zakończył karierę kompletnie zmieszany z błotem. Stallone postanowił więc podnieść Balboę z tego rynsztoku. I pisząc "z rynsztoku" to właśnie miałem na myśli. To nie jest "Rocky VI" - to tak jakby zupełnie nowy film, w którym postać, którą niby znamy od podszewki, poznajemy na nowo. Postać głównego bohatera tylko powierzchownie przypomina tą z poprzednich części. Pozostał charakterystyczny czarny kapelusz i osobliwe poczucie humoru. Rocky nie ma już czym cieszyć się w życiu. Pozbawiony najbliższych, pozostaje mu tylko towarzystwo dwóch żółwi znanych jeszcze z pierwszej części, starego kumpla Pauliego i Spidera Rico - kolesia, z którym Rock stoczył swoją pierwszą walkę pokazaną na filmie. Pojawia się jeszcze jedna postać - barmanka, którą Balboa w przeszłości nazywał Małą Marie i starał się sprowadzić na dobrą drogę (a ta na do widzenia odpowiedziała mu wtedy "Hey Rocky! Screw you, creepo!"). Co więc pozostaje wielkiemu eksbokserowi, jak nie powrót do miejsca, dla którego został stworzony, które doprowadziło go do sławy i na drodze bólu i krwi przyniosło wiele szczęścia? Tym razem Rocky nie wraca do walki dla kogoś, czy w imię czegoś - robi to wyłącznie dla siebie. Dzięki temu Rocky Balboa pozbawiony jest schematyzmu, który był kulą u nogi w poprzednich częściach. Wcześniejsze sequele, w których Balboa stawał na ringu rozgrywały się w bardzo podobny sposób - na początku flashback z końcowej walki z poprzedniej części, potem akcja skupiała się na życiu Rocko i Adrian (w tle rysował się wizerunek przeciwnika Włoskiego Ogiera). Kluczowym wydarzeniem, który zawsze nadawał tempa akcji była jakaś tragedia (śpiączka Adrian, śmierć Micka czy Apollo), potem trening i na finał walka zakończona poprzez KO. W tej części nie chodzi o boks - bardziej liczy się życie. Świetnie oddaje to cytat, który przytoczyłem na początku tekstu. Więc jeśli myśleliście, że zobaczycie ponownie niesamowitą walkę, w czasie której Rocky przyjmie nieporównywalnie większą ilość ciosów, od tych, które sam zada, a potem wygra w wielkim stylu, to lepiej sobie odpuśćcie. Fakt, zada parę niezłych uderzeń, zobaczycie trening, któremu będzie towarzyszyć znany wszystkim motyw "Gonna fly now", zakończony wbiegnięciem na schody, po czym Rocky zwycięsko podniesie w górę ręce. Tutaj jednak Balboa nie musi nikomu udowadniać swojej klasy. Pomimo to sprawą oczywistą jest, że film musi skończyć się na ringu. Ta część jest zrobiona tylko po części dobrze. Na pochwałę zasługuje część wizualna - połączenie stylistyki czarno-białej z kolorową (symbolizującej powrót starego wygi) oraz nakręcenie tej części filmu tak, jakby to była prawdziwa walka transmitowana w TV. Słabo natomiast prezentuje się oprawa muzyczna, którą w sumie można usprawiedliwić tym, że jak już wspomniałem w scenie walki nałożono nacisk na realizm, a nie jak to było dotychczas, dramatyzm i napięcie. Nadzieja pojawia się w momencie, gdy zaczynamy słyszeć znany z poprzednich części utwór "Conquest", jednak wraz z jego zakończeniem ta nadzieja mija. O ile część instrumentalna kuleje, o tyle wokalna ma się wyśmienicie. Piosenka grupy Three Six Mafia - "It's a fight" jest jak dla mnie genialna. "Rocky Balboa" nawiązuje przede wszystkim do pierwszej, najlepszej części filmu, kiedy to bohater był zwykłym, szarym człowiekiem, który mógłby mieszkać w naszym sąsiedztwie. Dzięki temu oglądając Rocky'ego ma się wrażenie, jakby to była biografia, a nie wymyślona historia, patrząc na głównego bohatera nie widzi się Sylvestra Stallone, aktora, tylko Rocky'ego Balboę, boksera. Przez te 31 lat od premiery postać Włoskiego Ogiera stała się legendą kina, a najnowsza część stała się godnym ukoronowaniem całej serii. Sylvester Stallone w swoim nowym filmie pokazał, że wciąż potrafi kręcić oraz grać. Oddał hołd fanom Rocky'ego, za co należy mu się szacunek. Teraz tylko czekamy na czwartą część "Rambo". A potem Sylwek będzie mógł pójść na zasłużoną emeryturę.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po trzydziestu latach od premiery pierwszej części serii opowiadającej o utalentowanym pięściarzu z... czytaj więcej
Seria o sławnym bokserze Rockym Balboa wydawała się już zamknięta. Od premiery ostatniej, piątej części,... czytaj więcej
Trzydzieści lat po pierwszym gongu Rocky powraca na ring. Sylvester Stallone po raz ostatni wskrzesza do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones